Downsizing: czy jest się czego bać?

Mariusz Siwko
22.06.2020

Termin „downsizing” jest nierozerwalnie związany ze współczesną motoryzacją, a wręcz określa kierunek jest rozwoju. Obecnie niemal wszyscy producenci samochodów zdecydowali się na zaoferowanie klientom aut napędzanych niewielkimi silnikami, za to wyposażonych w turbodoładowanie. Ten trend, choć nie jest już żadną nowością, nadal budzi jednak kontrowersje, a przede wszystkim obawy kierowców. Czy słusznie?

Na czym to właściwie polega?

Downsizing to ogólne określenie dla tendencji zmniejszania pojemności skokowej silników. Jeszcze kilka lat temu standardem były benzynowe jednostki napędowe wyposażone w cztery cylindry. Obecnie w ofertach producentów zaczynają królować silniki uboższe o jeden, a coraz częściej aż dwa cylindry. W celu zapewnienia akceptowalnej dynamiki niezbędne jest zastosowanie turbodoładowania, do niedawna zarezerwowanego tylko dla mocniejszych silników benzynowych i nowoczesnych diesli.

Po co to wszystko? Odpowiedź zawiera się w jednym słowie: ekologia. Mocno wyśrubowane normy emisji spalin wymusiły na producentach stosowanie jednostek, które – przynajmniej na papierze – emitują do atmosfery stosunkowo niewiele szkodliwych związków. W teorii mały silnik powinien też zużywać niewielkie ilości paliwa. Brzmi sensownie, ale w realnych warunkach użytkowych nie jest już tak różowo.

Co poszło nie tak?

Downsizing ma to do siebie, że maleńkie jednostki napędowe wypadają świetnie w testach laboratoryjnych. Wykresy nie mają jednak wiele wspólnego z rzeczywistością. Osiągnięcie deklarowanych przez producentów wartości spalania paliwa jest praktycznie niemożliwe. W normalnej eksploatacji silniki z trzema czy dwoma cylindrami wcale też nie okazują się szczególnie ekologiczne.

Aby móc sprawnie przemieszczać się samochodem z tak małą jednostką, niezbędne jest dość mocne naciskanie pedału gazu. Wówczas spalanie i emisja szkodliwych gazów rosną w zastraszającym tempie. Oczywiście turbodoładowanie gwarantuje całkiem przyjemne doznania z jazdy, zwłaszcza przy niewielkich prędkościach, ale nie zapominajmy, że turbosprężarka jest kolejnym elementem mogącym ulec kosztownej awarii. Do ideału wiele zatem brakuje.

Czy trzeba się bać downsizingu?

Póki co trudno natknąć się na skrajnie negatywne opinie wieloletnich użytkowników samochodów napędzanych trzycylindrowymi jednostkami. Kierowcy chwalą swoje auta za przyzwoitą dynamikę, wielu jest też zaskoczonych akceptowalną kulturą pracy. Nie ma wątpliwości, że producenci coraz lepiej radzą sobie z dopracowywaniem tej technologii.

Zakup używanego samochodu z ery downsizingu nie jest więc obarczony szczególnym ryzykiem – wszystko zależy od kondycji konkretnego egzemplarza, bez względu na to, czy jego serce ma trzy, cztery, sześć czy osiem cylindrów.

Jedno jest pewne: od downsizingu nie ma ucieczki. Małe silniki trafiają pod maski coraz większych samochodów i trzeba się z tym pogodzić. Dla tradycjonalistów alternatywą pozostają używane auta z klasycznymi jednostkami.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie