Faktem jest, że samochód kupuje się oczami, stąd każdy sprzedający powinien zadbać o jak najatrakcyjniejszy wygląd swojego auta. Z drugiej jednak strony nie należy z tym przesadzać, a już na pewno nie w przypadku leciwego, kilkunastoletniego pojazdu. Z naszego doświadczenia wynika, że na pewno nie warto naprawiać drobnych uszkodzeń lakieru, a kilka argumentów znajdziesz w tym poradniku.
Wyczulony nabywca używanego samochodu z pewnością zwróci uwagę na fakt, że kilkunastoletni samochód wygląda aż za dobrze, co od razu sugeruje naprawę lakierniczą. Takie auta wręcz „krzyczą”, żeby sprawdzić je szczególnie wnikliwie pod kątem szkodowości i ogólnego stanu technicznego. Paradoksalnie więc lepiej jest zostawić drobne uszkodzenia, dzięki czemu kupujący nie nabierze podejrzeń, że w samochodzie coś było „kombinowane”.
Naprawa uszkodzeń lakieru bardzo często wymaga miejscowego użycia szpachli w celu wyrównania tzw. wgniotek. Jeśli potencjalny nabywca pojazdu użyje specjalnego czujnika, który wykryje obecność szpachli, to z całej transakcji prawdopodobnie nic nie wyjdzie.
Nie ma znaczenia, że to tylko miejscowa naprawa – fakt, że na aucie znajduje się szpachla, dla wielu nabywców przekreśla dany pojazd.
Wielu kupujących jest dziś na tyle podejrzliwych, że dopatruje się przekrętu dosłownie na każdym kroku. Może się okazać, że próba ukrycia delikatnych defektów wizualnych, zostanie odebrana jako maskowanie poważniejszych problemów technicznych.
Są to wystarczające powody, aby nie próbować robić z leciwego samochodu „salonowej nówki”, czego przecież nikt rozsądnie myślący nie oczekuje.