To jeden z najpopularniejszych mitów motoryzacyjnych. Chyba każdy, kto choć pobieżnie interesuje się samochodami, słyszał, że nie należy kupować aut na „F”, czyli Fiatów, Fordów i – uwaga – „francuzów”. Skąd wzięła się ta opinia i czy naprawdę warto w nią wierzyć?
Faktem jest, że w latach 80. i 90. XX wieku, kiedy narodził się ten mit, jakość wykonania włoskich samochodów marki Fiat oraz tych składanych na licencji w Polsce, pozostawiała wiele do życzenia. Były to auta o podwyższonej awaryjności.
Jeśli chodzi o Fordy, to te od zawsze miały problem przede wszystkim z korozją, czym zasłużyły sobie na wątpliwą opinię użytkowników.
Co do „francuzów”, to w Polsce marki z kraju wina i sera nigdy nie cieszyły się estymą, uchodząc za bardzo kapryśne, awaryjne (głównie pod względem elektroniki i elektryki) oraz niedostosowane do znoszenia trudów eksploatacji na dziurawych polskich drogach.
Nie do końca, natomiast niekoniecznie wynika to ze znaczącego podwyższenia jakości wykonania samochodów na „F”. Niestety, raczej to inne marki w ostatnich latach mocno obniżyły loty, przez co nie sposób dziś wskazać takiego „pewniaka”, czyli samochodu, który można kupić w ciemno bez obaw o awarie czy problemy z korozją.
Paradoksalnie natomiast ten popularny mit przysłużył się temu, że ceny samochodów włoskich, francuskich oraz Fordów zawsze są niższe w porównaniu z niemiecką czy japońską konkurencją. Efekt jest taki, że łatwiej kupimy w założonym budżecie dobrze wyposażony, doinwestowany i ładnie utrzymany egzemplarz np. Renault Talismana czy Forda Mondeo niż Volkswagena Passata.