Sprzedaż samochodu to mordęga. Wiele telefonów od niepoważnych ludzi, setki wiadomości na OLX, umawianie się na spotkania, które nigdy nie dochodzą do skutku itd. Tym bardziej należy docenić, gdy ktoś w końcu przyjedzie na oględziny i wykaże rzeczywiste zainteresowanie zakupem naszego samochodu. W takiej sytuacji warto powstrzymać się przed ujawnianiem niektórych informacji, które mogłyby wystraszyć kupującego. Kilka przykładów znajdziesz w naszym poradniku.
To, że wydałeś kilkanaście tysięcy złotych na naprawy, wcale nie musi być atutem Twojej oferty. Kupujący może to uznać za powód do zrezygnowania z transakcji, skoro utrzymanie tego auta jest aż tak kosztowne. Nie chwal się więc przeprowadzonymi naprawami, o ile zainteresowany sam o to nie zapyta.
Paradoksalnie to, że odwiedzasz mechanika np. raz na kilka miesięcy (ponieważ do przesady dbasz o samochód), może być sygnałem alarmowym dla potencjalnego kupca. Zbyt częste, w stosunku do ogólnie przyjętej normy, wizyty w warsztacie sugerują, że samochód jest awaryjny i lepiej darować sobie jego zakup.
Nie ma to większego znaczenia, ponieważ zużycie paliwa i tak zależy od stylu jazdy czy warunków drogowych. Jeśli więc samochód spala znacznie więcej niż podaje producent, to lepiej zachowaj tę informację dla siebie.
Chwalenie się osiągami samochodu jest bardzo ryzykowne, ponieważ zainteresowany zakupem może uznać, że auto było po prostu katowane. Nawet jeśli udało Ci się rozwinąć pojazdem zawrotną prędkość na autostradzie, to lepiej o tym nie wspominaj. Podobnie jak o pobiciu rekordu przyspieszenia od 0 do 100 km/h czy o świetnym zachowaniu zawieszenia w dynamicznie pokonywanych zakrętach.