Na koniec lipca 2024 roku po polskich drogach jeździło 70 579 samochodów elektrycznych (BEV), co stanowi wzrost o nieco ponad 14 tys. pojazdów w ciągu siedmiu miesięcy. Wynik może się wydawać dobry, ale tak nie jest. Wciąż znajdujemy się w ogonie Europy pod względem popularyzacji elektromobilności.
Z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego (PZPM) i Polskiego Stowarzyszenia Nowej Mobilności (PSNM) wynika, że udział elektryków w sprzedaży nowych samochodów w Polsce nie przekracza 3%. To jeden z najsłabszych wyników w całej Unii Europejskiej.
Ne bez wpływu na wybory polskich kierowców jest fakt, że infrastruktura ładowania rozwija się w naszym kraju wyjątkowo powoli. Na koniec lipca w Polsce działało 4163 stacji ładowania z 7563 punktami. Prawie 30% z nich stanowiły szybkie punkty ładowania prądem stałym. Średnia odległość między stacjami ładowania wynosi obecnie około 3,3 km, natomiast wciąż istnieje mnóstwo białych plam, czyli obszarów ze słabo rozwiniętą infrastrukturą ładowania.
Na wyraźne zahamowanie sprzedaży elektryków wpływa również mniejsza dostępność dopłat oraz niedobór tańszych, małych modeli elektrycznych, których ceny lepiej wpisywałyby się w realną zamożność naszego społeczeństwa.
Dodajmy, że rząd zapowiada wznowienie programu „Mój Elektryk” w styczniu 2025 roku, co może być bodźcem dla ponownego dynamicznego wzrostu sprzedaży samochodów z napędem zeroemisyjnym.