Nie da się ukryć, że klasyczne silniki wolnossące powoli schodzą ze sceny, aby ustąpić miejsca nowoczesnym konstrukcjom o małej pojemności wyposażonym w turbosprężarkę. Te drugie osiągają lepszą sprawność, z reguły są oszczędniejsze i „jadą” od niskich obrotów. Nadal jednak nie brakuje chętnych na zakup auta z „wolnossakiem” pod maską, co jest spowodowane między innymi niską awaryjnością i tanim serwisowaniem takich jednostek. Problemem pozostaje dynamika. Ci, którzy nie są z niej zadowoleni, gremialnie zastanawiają się nad sensem tuningowania silnika wolnossącego. Podpowiadamy, czy warto się na taki krok zdecydować.
Postawimy sprawę jasno: tuning silnika wolnossącego o pojemności do 2 litrów w większości przypadków nie ma najmniejszego sensu. Nie warto wierzyć w pięknie brzmiące obietnice różnej maści „tunerów”, którzy zapowiadają spektakularne podniesienie mocy bez poważnej ingerencji w mechanikę jednostki. Uzyski na samej zmianie ustawień komputera nie przekraczają 3-5% mocy nominalnej. Płacenie np. 1500 złotych za dodatkowych 5 KM i 10 Nm zwyczajnie się nie opłaca.
Oczywiście istnieje możliwość wprowadzenia daleko idących modyfikacji w silniku wolnossącym o niewielkiej pojemności, ale z ekonomicznego punktu widzenia jest to kiepski pomysł. Jeśli kierowcy bardzo przeszkadza niedostatek mocy, a nie chce się rozstawać z samochodem, lepszym wyborem będzie tzw. SWAP, czyli zmiana silnika na większy.
W przypadku jednostek wolnossących o pojemności powyżej 2 litrów istnieje większe pole do popisu. Takie silniki mają duże rezerwy i nieźle poddają się tuningowi, ale wyłącznie mechanicznemu. Co to oznacza?
Możliwości jest wiele. Zwykle zaczyna się od wymiany poszczególnych części silnika, jak wałek rozrządu czy zawory. Chodzi o to, aby jednostka osiągała jak najwyższą sprawność i zyskała agresywną, sportową charakterystykę. Do tego dochodzi szereg innych modyfikacji, w tym wydechu czy układu dolotowego.
Chcąc osiągnąć naprawdę spektakularny przyrost mocy i przede wszystkim momentu obrotowego, należy pomyśleć o montażu turbosprężarki. W większości przypadków jest to możliwe, choć może dodatkowo wymagać wprowadzenia dalszych modyfikacji, włącznie ze zmianą skrzyni biegów. A to oznacza jedno...
Nie ma się co oszukiwać. Profesjonalny tuning silnika wolnossącego jest drogą zabawą i właściciel musi sam sobie odpowiedzieć na pytanie, czy chce i może sobie na to pozwolić. Niestety, w „wolnossakach” nie działa tzw. chiptuning, z którego chętnie korzystają użytkownicy jednostek doładowanych.
Praktyka pokazuje, że aby osiągnąć realną poprawę zachowania jednostki wolnossącej, należy wydać na to tysiące złotych. Wszelkie inne rozwiązania dają tylko symboliczne uzyski mocy i tak naprawdę wpływają wyłącznie na lepsze samopoczucie kierowcy. Do charakterystyki silnika wolnossącego, szczególnie o małej pojemności, trzeba się po prostu przyzwyczaić lub... zmienić samochód na napędzany jednostką doładowaną.