Popularne slogany w komisach samochodowych. Co naprawdę się za nimi kryje?

Jerzy Biernacki
14.11.2018

Rynek używanych samochodów jest w naszym kraju niesamowicie konkurencyjny. Obecnie zawodowi handlarze muszą się nieźle nagimnastykować, by znaleźć kupca i jeszcze dobrze zarobić na oferowanym egzemplarzu. Polacy nie dają się już tak łatwo nabierać na piękne słowa o bezwypadkowej przeszłości samochodu i wyjątkowo dobrym stanie technicznym (co można bez trudu zweryfikować). Dlatego handlarze wspinają się na szczyt elokwencji, wymyślając coraz sprytniejsze slogany. Wymieniamy je w naszym poradniku i wyjaśniamy, co właściwie się za nimi kryje.

„Auta nie ma na placu, bo jeździ nim żona szefa. Możemy się umówić na konkretną godzinę”

To jedno z najmodniejszych hasełek. Jego siła tkwi w tym, że z miejsca buduje zaufanie do oferty. Skoro autem jeździ żona samego szefa, to ten egzemplarz musi być naprawdę porządny i bezpieczny. Błąd! W rzeczywistości ten samochód, który został wystawiony w Internecie, musi przejść daleko idące zabiegi renowacyjne i zostać doprowadzony do względnie niezłego stanu. Dlatego właśnie handlarze w ogłoszeniu piszą często, że proszą o wcześniejszy kontakt telefoniczny – muszą po prostu mieć czas na „odpicowanie” samochodu.

„Ja się nie bawię w naprawianie powypadkowych, bo na tym nie da się już zarobić”

No skoro handlarz tak twierdzi, to rzeczywiście musi być bardzo uczciwy. Prawda jest zupełnie inna. Sprzedaż powypadkowych aut wciąż jest bardzo opłacalna i żaden zawodowy sprzedawca z tego nie zrezygnuje. Handlarze wymyślili natomiast ciekawą metodę na wzbudzenie zaufania u potencjalnego klienta.

Rzeczywiście, nie usuwają drobnych uszkodzeń karoserii (pęknięcie zderzaka, wgniecenie w drzwiach), bo to rzekomo świadczy o tym, że przy aucie nikt „nie grzebał”. Dopiero później okazuje się, że takie defekty były najmniejszym problemem trapiącym dany egzemplarz.

„Mogę dać gwarancję na ten samochód”

Gwarancja udzielana przez handlarza jest niewiele warta i na pewno nie powinna być argumentem decydującym o zakupie danego samochodu. Nawet jeśli sprzedawca wręczy kupcowi jakiś świstek z opisanym zakresem gwarancji, nie ma sensu się tym kierować. Handlarze mówią to, by uwiarygodnić swoją ofertę, ale oczywiście nie mają zamiaru realizować żadnej gwarancji już po sprzedaniu samochodu.

Warto natomiast pamiętać, że każdy przedsiębiorca, który oferuje używane auto na sprzedaż, bierze odpowiedzialność za wszelkie ukryte wady. Nie jest więc tak, że handlarz może się wykpić, gdy już po zakupie okaże się, iż auto zostało złożone z trzech lub miało uszkodzony silnik.

Trudno znaleźć drugą tak kreatywną grupę zawodową, jak sprzedawcy używanych samochodów. Wniosek? Do wszystkiego, co mówi handlarz, należy podchodzić z dużym dystansem, a już na pewno nie wierzyć na słowo.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie