Komisowy slang, czyli jak poprawnie czytać ogłoszenia handlarzy?

Jerzy Biernacki
21.01.2021

Osoby niemające doświadczenia w kupowaniu samochodów z drugiej ręki to ulubieni klienci komisów. Można ich łatwo wprowadzić w błąd, nawinąć makaron na uszy i sprzedać auto, które zepsuje się zaraz za bramą. Na szczęście można się przed tym bronić. Wszystko zaczyna się tak naprawdę na etapie czytania treści ogłoszenia w Internecie. Można tutaj znaleźć kilka „perełek” zaliczanych do kategorii komisowego slangu, które już wiele mówią o faktycznym stanie pojazdu i intencjach sprzedającego.

Samochód do jazdy

Co można przez to rozumieć? Niestety, nie zwiastuje to niczego dobrego. Samochód „do jazdy” to po prostu złom, który jednak odpala i da się nim przejechać jakiś odcinek bez ryzyka utraty koła czy zatarcia silnika. O dalszej trasie nie ma jednak mowy. Takie auto wymaga bardzo dużych inwestycji, by doprowadzić je do w miarę przyzwoitego stanu technicznego. To opcja wyłącznie dla tych, którzy szukają samochodu na chwilę, np. do przewiezienia materiałów budowlanych czy warzyw z targu.

Ważne ubezpieczenie OC

Wbrew pozorom nie musi to oznaczać, że nabywca uniknie kolejnego wydatku na obowiązkowe ubezpieczenie. Jeśli komis informuje o ważnym OC, może mieć na myśli tzw. OC komisowe, czyli ważne tylko przez 30 dni lub nawet krócej. Prawo do wykupienia takiego ubezpieczenia mają przedsiębiorcy zajmujący się handlem samochodami. Nabywca auta będzie natomiast zobligowany do wykupienia nowej polisy we własnym zakresie. Trzeba to więc uściślić.

Bez wkładu

Trudno jednoznacznie zinterpretować tę deklarację, ponieważ każdy może ją rozumieć inaczej. Handlarze uwielbiają jednak pisać w ogłoszeniach, że auto nie wymaga wkładu finansowego, co z zdecydowanej większości przypadków okazuje się być nieprawdą. Każdy, nawet bardzo zadbany samochód wymaga pewnych inwestycji na starcie, dlatego nie ma sensu wierzyć, że akurat ten egzemplarz jest ideałem i jeszcze długo nie zobaczy mechanika.

Po dużym przeglądzie

Kolejny argument wzięty z sufitu, a właściwie zapożyczony z Niemiec, gdzie rzeczywiście obowiązuje coś takiego, jak „duży przegląd” wykonywany co dwa lata. Handlarz może natomiast przez to rozumieć, że w samochodzie został wymieniony olej z filtrem oraz ewentualnie filtr powietrza, co oczywiście trudno jest uznać za zaawansowany serwis. O tym, jakie czynności serwisowe zostały faktycznie wykonane w aucie musi świadczyć książka serwisowa, ewentualnie rachunki – nigdy natomiast deklaracje handlarza.

Zgłoś swój pomysł na artykuł

Więcej w tym dziale Zobacz wszystkie